niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 14



Rozdział 14

-Frankie, co twoje zabawki robią na moim balkonie?- Pytał Joe.
-Leża. Tylko u ciebie w pokoju jest balkon, a chciałem się pobawić.
-Pozbieraj to i będzie po sprawie.- Zmierzwił włosy bratu.
-Nie będziesz na mnie krzyczał, ani nie będziesz zły?
-Nie będę. Obiecuje, tylko następnym razem posprzątaj po sobie.
-Dobrze. Nawet Demi chwilę się ze mną bawiła.
-Była tutaj?- Zapytał zaskoczony Joe.
-Tak. Oglądałeś jakiś film w salonie.
-Ale jak ona się tutaj znalazła?
-Przeszła przez balkon.
-I się nie połamała? Zadziwia mnie…
-Obiecała, że zabierze mnie do kina. Pójdziesz z nami?
-Może… pod jednym warunkiem. Nikt nie może o tym wiedzieć.
-Załatwione.
-Idź już spać. Jutro musimy wstać do szkoły.
-Mam na 10.
-Szczęściarz. To i tak nie ma znaczenia. Szoruj do łazienki, bo mama będzie zła.

                                                             ****

-Demi, ktoś do ciebie!- Wołała Dianna.
-Jestem w pokoju! Niech wejdzie.- Krzyczała z góry Demi. Po chwili usłyszała ciche pukanie do drzwi.- Selena, wiesz, że nie musisz pukać.
-Tyle, że to nie Selena.- Powiedział stojący w drzwiach Danger.
-Joe, co ty tu robisz?
-Jak na razie to stoję.
-Wejdź. Napijesz się czegoś?
-Nie.
-To co się stało?
-Nic. Przyszedłem sprawdzić czy poprawił ci się humor i mam ochotę na spacer. Jest piękny wieczór. Zachód słońca. Idziesz ze mną?
-A wiesz, że z przyjemnością. Daj mi tylko chwilę. Ogarnę się trochę i możemy iść.
-Ekstra. To ja czekam na dole.
-Za moment zejdę.

                                                                  ****

-Tu jest pięknie.- Zachwycał się Joe.
Siedzieli nad brzegiem jeziora i patrzyli na zachodzące słońce.
-Gdy chce pobyć sama przychodzę właśnie tutaj. To takie moje miejsce.
-No już chyba nie tylko twoje…
-W niezwykłych okolicznościach mogę się nim z tobą podzielić.
-Dzięki. Tutaj zawsze takie pustki?
-Zawsze. Ludzie omijają to miejsce szerokim łukiem. Kiedyś też tak robiłam, ale gdy miałam 10 lat i rzucił mnie chłopak, a ja byłam zrozpaczona nogi przyniosły mnie tutaj.
-Nie przyjmuj się, to pewnie jakiś idiota.
-Mieliśmy 10 lat Joe… Nie wiedzieliśmy co robimy. Popłakałam 2 godz. i było po sprawie. Najlepsze jest to, że odbiła mi go Taylor.
-Znowu ona… Ale nie bój się, ja cię nigdy dla niej nie zostawię.- Wyszczerzył się.
-Bardzo śmieszne wiesz…- Dała mu kuksańca w ramię.
-No co? To całe udawanie nieźle nam wychodzi. Taylor chodziła wściekła jak osa. Odegrałaś się na niej.
-Tak, to prawda.
-To, że nosisz pierścień nie oznacza, że jesteś gorsza. Dla ciebie najważniejsze są po prostu wartości. Jeżeli kocha to poczeka.- Wypalił nagle Joe.
-Skąd wiesz?
-Bo sam noszę taki pierścień. Wiem jaką mam opinię, ale podrywanie i flirtowanie z kimś różni się od chodzenia do łóżka z każdą.
-Nie wiedziałam. Zaskakujesz mnie. Pozytywnie oczywiście.
-Szkoda, że tyle czasu spędziliśmy na kłóceniu się. Widać wiele nas łączy.
-Fakt. Ale co się stało to się nie odstanie.
-Masz rację. Nie powinniśmy oglądać się za siebie. Ważne jest to co jest przed nami.
-Chyba powinniśmy się zbierać. Mama będzie się denerwować. Powiedziałam, że wychodzę na chwilę, a siedzimy już tutaj prawie dwie godz.
-Zdziwiła się gdy zobaczyła mnie w drzwiach.
-Wie o naszych kłótniach. Domyśliła się.
-Ta, a ja się zjawiam i zabieram cię na spacer.
-Ucieszy się. Ruszaj tyłek Jonas.
-Ale mi tu tak dobrze…- Marudził Joe.
-Jutro tu wpadniemy.
-Obiecujesz?
-Tak, obiecuje. Weźmiemy gitary i przyjdziemy tutaj na próbę. Ostatnią.
-Zgoda. Teraz mogę iść.- Wyszczerzył się.

Rozdział 13



Rozdział 13

-Panna Lovato nareszcie się zjawiła. Wiesz na urodziny kupię ci zegarek.
-A ja ci mapę. Może wreszcie nauczysz się drogi do szkoły i nie będziesz musiał chodzić z nami.
-Nie, dzięki. Wole chodzić z wami i cię wkurzać Lovato.
-Wiecie co? Ja mam was dosyć! Chcecie się kłócić, proszę bardzo! Ja nie mam zamiaru tego słuchać. Selena idziesz ze mną?
-Z przyjemnością. Oni niech się nawet pozabijają.
Gdy odeszli kawałek dalej Demi i Joe wybuchli niepohamowanym śmiechem.
-Warto było się postarać. Swoją drogą nieźle to wymyśliłeś Joe.
-Muszą dostać za swoje. Gdybym nie podsłuchał ich rozmowy to dalej by udawali, że nie mają z tym nic wspólnego. Chcieli nas pogodzić, mogli to zrobić w inny sposób.
-Fakt. Trochę przesadzili. To jak długo będziemy mydlić im oczy?
-Jak długo się da? To o której próba?
-Ty i tak zawsze przychodzisz kiedy chcesz.. Mało tego przez balkon..- Zaśmiała się Demi.
-Nie moja wina, że nasze balkony dzieli tylko metr.
-Wiesz, ja nie sugeruje, że jesteś w tym kiepski, ale jakbyś kiedyś tak przypadkowo coś sobie połamał to nie chcę cię mieć na sumieniu. Wiesz gdzie są drzwi.
-Przez balkon mam bliżej. Nigdy nie będziesz mieć mnie na sumieniu, bo jestem ostrożny.
-A jak wejdzie moja mama, a ty będziesz u mnie siedział?
-Coś się wymyśli. No chyba, że się na mnie rzucisz..- Wyszczerzył się.
-Hahahaha. To miało być zabawne?
-A nie było?
-No w sumie to tak. Jak ja bym mogła rzucić się na ciebie?!
-Nawet nie będziesz świadoma kiedy to zrobisz..
-Musiałabym mieć halucynację. Gdybym zamiast ciebie widziała Brada Pita to bez wahania bym na tobie leżała..
-Pfff.. Jestem o wiele przystojniejszy!- Zrobił udawanego focha.
-Oczywiście Panie Jonas.- Poklepała go po ramieniu- A teraz wybacz, ale idę na lekcję.
-Jake coś mówił ostatnio?
-Od tamtego incydentu nie odezwał się słowem do mnie. Ale nie chcę o nim rozmawiać.
-Naprawdę dałaś mu kosza?
-A co ty taki ciekawski? Widać dobrze zrobiłam. Na razie Joe.

                                                           ****

-Demi, możemy pogadać o Joe?- Zapytała Czarna.
-Tu nie ma o czym gadać.
-Wręcz przeciwnie. Ja rozumiem, że można się nie lubić, ale to co wyprawiacie jest przesadą. Jesteś moją przyjaciółką, ale Joe także jest moim przyjacielem. Nie chcę żebyście się kłócili.
-Selena, to nie jest takie proste! Z dnia na dzień nie zmienię swojego stosunku do niego! Tak samo jak on do mnie. Zresztą ja wcale tego nie chcę.
-Zmieniłaś się. Nie poznaję cię.
-Jestem taka jak zawsze, tylko moja sytuacja trochę się zmieniła jakbyś nie zauważyła. Teraz wybacz, ale niestety muszę iść na próbę z Jonasem.
-Oczywiście.

                                                             ****

-Demi, coś się stało?- Zapytał Joe.
-Wydaje ci się.- Tłumaczyła się Dems.
-No chyba jednak nie. Jesteś nieobecna.
-Rozmawiałam z Seleną. No i tak trochę się pokłóciłyśmy.- Spuściła głowę.
-Powiesz mi o co?
-Suszyła mi głowę, że cały czas się kłócimy.
-Przykro mi. Może nie powinniśmy dalej udawać?
-Nie. Tu nie tylko o to chodzi. Powiedziała mi, że się zmieniłam. Może ma rację. Może faktycznie tak jest…
-Każdemu trafiają się gorsze dni.
-Chyba z zbyt wielkim dystansem podchodzę do każdego i do wszystkiego.
-Masz na myśli mnie?
-Na przykład. Nie ocenia się ksiązki po okładce. Ja to zrobiłam. Ale to co się działo przez ostatnie dwa lata wyprowadziło mnie z równowagi. Powiem ci coś o czym nie wie nawet Selena. Wiem, że gdy po raz pierwszy się widzieliśmy powiedziałam, że dobrze mi bez ojca. Tak naprawdę cholernie mi go brakuje. Chciałabym żeby wszystko wróciło do normy. Żeby wszystko było tak jak kiedyś, chociaż wiem, że to nie możliwe…
-Nie wiem co powiedzieć. Chyba dlatego, że nigdy nie byłem w takiej sytuacji.
-Przepraszam, że zawracam ci głowę moimi sprawami, ale musiałam z kimś porozmawiać.
-Ei kumple mogą na mnie liczyć. To pogadaliśmy, a teraz do roboty.